Zmiana czasu. Komu to potrzebne? Z barchanowego na stringowy, czyli z zimowego na letni. Patrząc za okno, typowy kwiecień. Trochę zimy, trochę lata. Chociaż do lata jeszcze całkiem daleko – takie za górami za lasami. A barchanów nie zamierzam chować. Grunt to ciepłe gacie, żeby wilka nie dostać, czy innego zapchlonego kundla. Kto by to jeszcze karmił?
Latam po chałupie, tropię zegary, budziki, wyświetlacze, zmieniam i przestawiam. A potem człowiek chodzi niedospany przez dwa tygodnie. Organizmu się tak łatwo nie przestawi w przód lub w tył. A szkoda! Można by było wtedy sobie pyk wskazówkę do tyłu popchnąć, zmarszczki wygładzić, siwych włosów się pozbyć, ujędrnić tyłek. Tak naturalnie, bez chemii i operacji, bez naciągania i wyciągania lub wciągania tu i tam. Bo popychać ten zegar życia do przodu to nie ma co. Przyjdzie samo w odpowiednim momencie. Nawet się nie spodziewasz kiedy. Młody, młody, a potem pyk i masz ulubiony palnik na kuchence, worek z workami pod zlewem i cieszysz się z pogody, bo szybciej ci pranie wyschnie.
I w końcu nie wiem już czy jest piąta, czy szósta? A może czwarta? Kalkulator nie pomaga. Czy mam patrzeć po nowemu, czy po staremu? Czy będzie jaśniej, czy ciemniej? Czy będzie lepiej, czy gorzej? Zupełnie jak po wyborach. Jakby nie mogło w spokoju zostać tak jak jest. W zegarku oczywiście. Tu nikt nikomu nic nie obiecuje, a czas nigdy się nie spóźnia. Wyznaczona odpowiednia godzina jest na wszystko. I nie uciekniesz choćbyś miał, planował i chciał!
Był taki film ,,Oszukać przeznaczenie”. Do tej pory jak jadę za ciężarówką napakowaną belami drewna, zjeżdżam na boczny pas. Byle tylko nie stawać za nią. Jak najdalej. A potem zjadę na skrzyżowaniu nie tam gdzie trzeba i błąkam się pół dnia po mieście bez celu i luby narzeka, że obiadu nie ma, bo włóczę się po sklepach. A to zupełnie nie tak! Zprzeznaczeniem nie ma co dyskutować. Tak samo jak z czasem.
Jest czas na wszystko. Na pory roku, na wakacje i L4. Jest czas młodości i szaleństwa i czas starości i odpoczynku. Jak dobrze, że ja jestem średnio młoda, średnio chuda i średnio biedna! Odpocząć jeszcze zdążę. Teraz czas na zmianę czasu i czas na przyzwyczajenie się do zmiany czasu. No komu to potrzebne?
No więc patrzę na jeden, drugi i dziesiąty zegarek, obliczam twierdzeniem pitagorasa lub innego Grześka czy Pawełka i nie wiem, która w końcu jest godzina. Zanim człek się przyzwyczai, trochę czasu minie. I nie wiem czy to będzie dobry czas, czy zły. Oby do lata. Czas letni w kwietniu może nie jest gorący, ale słoneczko już cieplejsze, wakacje zaplanowane, sandały odkurzone. Szkoda, że ma spaść śnieg. Ani stringi, ani sandały się nie przydadzą...
Ja, jak ja. Ale pies już wcale nie ogarnia o co chodzi. Bo jak Pimpuś mnie wołał o osiemnastej na spacer, tak teraz wychodzę z nim godzinę wcześniej, tłumacząc, że jest godzina później. A on patrzy na mnie tymi swoimi oczami i czuję, że nie rozumie z tego ani słowa. Podobny wzrok ma luby, gdy mówię mu co ma przygotować na obiad lub jakie zakupy zrobić. No mówię wam, jeden pies… I z tym czasem i z tym lubym i z tym psem. Wiadomo, kto w domu jest samcem Alfa. Ten kto dzierży chochlę i umie przygotować w kuchni więcej niż herbatę. O właśnie! Czas na herbatę! Tylko, o której w tej sytuacji pić tą angielską?
Napisz komentarz
Komentarze